piątek, 26 września 2014

Czarna przygoda



Po 20-godzinach lotu, wraz z 5 wolontariuszkami, o 23.20, staję na Czarnym Lądzie. Pierwsze wrażenie? JEST CZARNO. Oprócz kilku świateł bijących z samolotu, kamizelek odblaskowych i białych uśmiechów Afrykańczyków nic nie widać! 

Wielka radość i niedowierzanie. Pytanie: ale co my tu robimy? Zakończone śmiechem.

Witamy w Zambii…

Punkt 1- problem z wizą. Przemiła Pani nie chce nam wystawić 3miesięcznej wizy turystycznej, twierdząc, że kłamiemy. Po pół godzinnej konwersacji dostajemy wizę na miesiąc- biznesową, ponieważ „ God  is business”. Co to znaczy? Mniej czasu na załatwienie dokumentów i ryzyko opuszczenia kraju po miesiącu.

Punkt 2- podróż do Miasta Nadziei. Pakujemy się do białego, 5osobowego jeep’a.  Jedyne 12 ogromnych, 23 kilogramowych walizek, 6 plecaków 60-litrowych, 6 laptopów w torbach wypchanych książkami , 6 wolontariuszek i 2 księży.  Ściśnięte jak polskie śledziki jedziemy  obrzeżami stolicy- Lusaki. Na drodze każdy ma swoje prawa. Jedziesz jak chcesz. Obowiązuje ruch lewostronny. Wyprzedzasz jak chcesz, albo z lewej albo z prawej. Po nieoświetlonej ulicy idą Murzyni. Przy drodze znajdują się ich chatki/ lepianki (?). 4 ściany z czerwonej palonej cegły pokryte suchą trawą. 

Punkt 3- Księżniczka w dzikiej Afryce. Miałam świadomość w co się pakuję, że europejskich luksusów nie będzie. Mimo to zaskoczyłam się. Po pierwszym wieczorze zmęczyłam się wypatrywaniem pająków na ścianie. Świadomość, śpiących ze mną w łóżku małych robaczków, nie pozwala mi się ruszać przez całą noc. W łazience, z dziury pod schodkiem,  wyszedł pan karaluch na powitanie. Jedyne 5 cm długości, twardy brązowy pancerz. Pewnie lubi nowych wolontariuszy. Czas pokochać afrykańskich „przyjaciół”.

poniedziałek, 22 września 2014

Tak może kochać tylko Szaleniec



Zgarnął mnie podstępem do Ośrodka Misyjnego. Zafundował  2-letnia terapię życiową.  Grał ze mną w wyzwania. Im głośniej mówiłam, że nie potrafię, tym trudniejsze zadanie stawiał. Im bardziej się bałam tym bardziej On wypychał do przodu 

Uleczył z bólu przeszłości. Uczył wybaczać. Pomagał zaufać.  Podawał Dłoń, gdy upadałam. Ocierał  łzy, gdy płakałam. Tłumaczył, gdy nie rozumiałam. 

Z tej Miłości odwrócił mój świat do góry nogami. Mówi: „zostaw wszystko i pójdź za mną w  nieznane”.  Zaufałam. Zostawiam rodzinę, przyjaciół, „ułożone” życie, mój polski bezpieczny świat. Pakuję bagaż doświadczeń, lęki i słabości. Wyjeżdżam z Nim i dla Niego, w ubogi Czarny Świat, do Zambii. Do Mansy. 

Na koniec mówi mi, że jestem Jego ukochaną córką, najlepszą i najdoskonalszą. Że kocha mnie bezgranicznie.

Dziś rozumiem, że Trudności i rozdzierający wewnętrzny ból był po to, abym mogła być szczęśliwa. Abym mogła poczuć  pokój w sercu. Abym odzyskała pewność siebie. Abym mogła czuć się spełnioną kobietą. Abym pokochała życie. 

Tak szalenie i bezwarunkowo może kochać tylko Jezus!!

środa, 21 maja 2014

Nie lękaj się, wypłyń na głębie!!!



Zmęczona wchodzę do domu. Mimo, że zegarek wyświetla godzinę 21,10 wstawiam wodę na kawę. Egzamin, egzamin, egzamin. Tylko ta jedna myśl chodzi mi po głowie. Panika jak upierdliwy komar brzęczy mi w głowie. I po co ? Przecież szybciej się tego nie nauczę!

2 minuty na sprawdzenie poczty. Łyk kawy. Wciskam „ skrzynka odbiorcza”. Wiadomość od Ks. Dyrektora! Na twarzy pojawia mi się szeroki bananowy uśmiech, z którego wystają zabarwione kawą ząbki. Oczy mi się świecą jak latarnie nocą. TAK! TAK!! DOKONUJE SIĘ!!  Otrzymałam bilet lotniczy do Zambii!!  23 września 2014 roku o godzinie 22,45 wyląduję na Czarnym Lądzie. Postawię swoje małe stópki na lotnisku w Lusace! 

Panie Boże, dziękuję za złożoną rezerwację! Dziękuję za zaproszenie!
Dziękuję, że chcesz mnie ugościć wśród ubogich Zambijczyków bogatych w miłość, radość i nadzieję!

 Dziękuję za ten prezent jakim jest lekcja życia, lekcja miłości, lekcja pokory.

 Dziękuję, że wybrałeś mnie na swojego ucznia mimo mojej grzeszności, słabości. 

Nie mówię już nic, TYLKO MNIE POPROWADŹ!!! TOBIE I TYLKO Tobie powierzam mą drogę!!! Z Tobą chcę wypłynąć na głębie oceanów. Ty jesteś moją Siłą, Nadzieją.
 
 „Z Panem Bogiem” – jak to pięknie brzmi!!

Jestem Owcą



Godzina 5,50 otwieram oczy chyba na dźwięk budzika, chociaż wcale nie pamiętam abym go słyszała. Wpadam w lekką panikę.  Jest niedziela, dziś mam wyjść i przed ołtarzem prosić o ofiary na wyjazd misyjny.

Wypić kawę czy lepiej nie? Pytanie, które pierwsze pojawiło się w głowie. Ciśnienie podskoczyło mi chyba do 180 Hg mm.

Jem śniadanie. Próbuję wzbudzić w sobie spokojne myśli. Ubieram  się w białą bluzkę, niebieskie spodnie, do tego oliwkowy żakiet z ludowym kolorowym haftem. Zielone kolczyki, które dostałam od Dawida z Zambii mają wprowadzić mnie w klimat misyjny. Pospiesznie chwytam różaniec. Wychodzę z domu.

Idę pustym chodnikiem do kościoła. W międzyczasie proszę o wsparcie Anioła Stróża i Ducha Świętego. Chcę zrobić to z uśmiechem i radością Dziecka Bożego.

Stoję blisko ołtarza. Delikatnie odwracam głowę, aby zobaczyć ile osób przyszło na mszę. Oni jeszcze nie wiedzą, że ja to ja. Ja wiem, że pokładam w nich swoją dziecięcą nadzieję.

Niedziela Światowy dzień modlitwy o Powołania. Tak.

II czytanie :
„To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. Do tego bowiem jesteście powołani. Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami. On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu. On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie. On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości - Krwią Jego zostaliście uzdrowieni. Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych.”
(1 P 2,20b-25)

No tak. Pasuję dziś to czytanie idealnie do mojej sytuacji.

Ewangelia o owcach.  Brzmi znajomo. Przypominam sobie sen 9- letniego Jana Bosko i słowa ks. Macieja z Ośrodka „gdyby nie ten sen, nie było by tu nas” .

Ku Mojemu zaskoczeniu, nie zdążyłam  zauważyć i Ks. Proboszcz zaczął ogłoszenia. Już!?! Już widzę Jego spojrzenie w moją stronę. Stoję przed amboną, rozkładam ściągę. Urwał mi się film. Nie jestem świadoma tego co mówię. Słyszę, że mówię. Widzę, że patrzę. Widzę zaciekawione  twarze skierowane w moją stronę. Czuję silne jak młot uderzenia  serca. Nogi mi się trzęsą, jakby chciały uciec. W dłoni zaciskam krzyżyk od różańca, który był ze mną w trudnych i szczęśliwych chwilach.

 Schodzę. Idę dumnie  i z uśmiechem. Czuję się szczęśliwa. Udało się. Nie mogę odtworzyć tego co powiedziałam, ale czy to ważne?

Kolejne msze, ogłoszenia i moje wystąpienia mijają szybko. Każde życzliwe słowo, uśmiech dodają mi siły i odwagi.

Msza o godzinie 16, kolejna niespodzianka Ducha Świętego. Początek adoracji i akt zawierzenia się Jezusowi Chrystusowi jako Naszemu Panu. Tego dziś potrzebowałam! To był mój prezent. Moje ubezpieczenie na drogę misyjną jaką jest  życie. 

Jestem jedną z zagubionych Owieczek Naszego Pasterza.  Odnalazłam swoją drogę i nie muszę się już błąkać.

 Po co ten dzień? Może właśnie po to, aby powiększyć stado pokręconych i zakręconych w codzienności Owieczek?