środa, 21 maja 2014

Jestem Owcą



Godzina 5,50 otwieram oczy chyba na dźwięk budzika, chociaż wcale nie pamiętam abym go słyszała. Wpadam w lekką panikę.  Jest niedziela, dziś mam wyjść i przed ołtarzem prosić o ofiary na wyjazd misyjny.

Wypić kawę czy lepiej nie? Pytanie, które pierwsze pojawiło się w głowie. Ciśnienie podskoczyło mi chyba do 180 Hg mm.

Jem śniadanie. Próbuję wzbudzić w sobie spokojne myśli. Ubieram  się w białą bluzkę, niebieskie spodnie, do tego oliwkowy żakiet z ludowym kolorowym haftem. Zielone kolczyki, które dostałam od Dawida z Zambii mają wprowadzić mnie w klimat misyjny. Pospiesznie chwytam różaniec. Wychodzę z domu.

Idę pustym chodnikiem do kościoła. W międzyczasie proszę o wsparcie Anioła Stróża i Ducha Świętego. Chcę zrobić to z uśmiechem i radością Dziecka Bożego.

Stoję blisko ołtarza. Delikatnie odwracam głowę, aby zobaczyć ile osób przyszło na mszę. Oni jeszcze nie wiedzą, że ja to ja. Ja wiem, że pokładam w nich swoją dziecięcą nadzieję.

Niedziela Światowy dzień modlitwy o Powołania. Tak.

II czytanie :
„To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. Do tego bowiem jesteście powołani. Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami. On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu. On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie. On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości - Krwią Jego zostaliście uzdrowieni. Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych.”
(1 P 2,20b-25)

No tak. Pasuję dziś to czytanie idealnie do mojej sytuacji.

Ewangelia o owcach.  Brzmi znajomo. Przypominam sobie sen 9- letniego Jana Bosko i słowa ks. Macieja z Ośrodka „gdyby nie ten sen, nie było by tu nas” .

Ku Mojemu zaskoczeniu, nie zdążyłam  zauważyć i Ks. Proboszcz zaczął ogłoszenia. Już!?! Już widzę Jego spojrzenie w moją stronę. Stoję przed amboną, rozkładam ściągę. Urwał mi się film. Nie jestem świadoma tego co mówię. Słyszę, że mówię. Widzę, że patrzę. Widzę zaciekawione  twarze skierowane w moją stronę. Czuję silne jak młot uderzenia  serca. Nogi mi się trzęsą, jakby chciały uciec. W dłoni zaciskam krzyżyk od różańca, który był ze mną w trudnych i szczęśliwych chwilach.

 Schodzę. Idę dumnie  i z uśmiechem. Czuję się szczęśliwa. Udało się. Nie mogę odtworzyć tego co powiedziałam, ale czy to ważne?

Kolejne msze, ogłoszenia i moje wystąpienia mijają szybko. Każde życzliwe słowo, uśmiech dodają mi siły i odwagi.

Msza o godzinie 16, kolejna niespodzianka Ducha Świętego. Początek adoracji i akt zawierzenia się Jezusowi Chrystusowi jako Naszemu Panu. Tego dziś potrzebowałam! To był mój prezent. Moje ubezpieczenie na drogę misyjną jaką jest  życie. 

Jestem jedną z zagubionych Owieczek Naszego Pasterza.  Odnalazłam swoją drogę i nie muszę się już błąkać.

 Po co ten dzień? Może właśnie po to, aby powiększyć stado pokręconych i zakręconych w codzienności Owieczek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz