Na
niedzielnych mszach pierwsze ławki w lewej nawie należą do dzieci. Grzecznie siedzą, czasami
tylko ruszając nogami. Zdarzy się, że 4 letni łobuz przyśnie na ramieniu
kolegi. Cisza i harmonia w dalszym ciągu jest zachowana. Nad nimi czuwa matron-
stróż ciszy i porządku. Dzieci mają milczeć i nie przeszkadzać dorosłym, tak
jak w życiu codziennym.
Podczas
wieczornych modlitw w kościele, np. nowenna do Ks Bosko, patronem dzieci jestem
ja z Kasią. Dla nas najlepszą dziecięcą modlitwą jest „ po prostu bądź”. To dla
nich czas na czytanie Pisma Świętego do góry nogami. Oglądanie obrazków Świętych.
Krzyżyk od różańca staje się „samochodem”, który mknie po nierównościach
ramienia. Przytulają się. Liczą palce z każdej dłoni. Sprawdzają stan miękkości
skóry. Porównują połączenia między paliczkami. Machają nogami. Wiercą się jak śrubki
pod wpływem śrubokręta. Śpiewają z tłumem zambijskie piosenki.
Dla
porównania, dorosła młodzież, świadoma swojej obecności. Różaniec na szyi,
biała koszula, spódniczka za kolano, wypolerowane pantofelki. Jednak nie
wszyscy. Niektórzy cierpią na uzależnienie od muzyki. Słuchawki w uszach
podczas mszy to nie rzadkość. Kazanie to świetny moment na smsowe czatowanie z
przyjaciółmi. Brak klimatyzacji sprzyja drzemce. Nikt z tłumu nie wyśle im
pstryczka w ucho. Nie zwróci uwagi, bo są już „dorośli”.
"Wychowanie
jest sprawą serca” twierdził ks. Bosko. Problem pojawia się, gdy starsze pokolenie nie
zostało nauczone miłości. Wychowanie z miłością owocuje. Rodzi pragnienie
przekazania tego co najlepsze. Wychowanie groźbą przynosi odwrotny efekt do
tego oczekiwanego.
Z
obserwacji i opowieści misjonarzy widać, że wychowanie to dyscyplina. Dzieciom
i młodym ludziom z Zambii stawia się
jedynie wymagania. Rozkazy. Nieposłuszeństwo grozi biciem. Biciem bez
wyjaśnienia. Wychowanie strachem, które śmiem nazwać wychowaniem bez
wychowania. Od pokoleń jest stosowana ta sama metoda, która zamyka się w błędne
koło. Nie można wychowywać drugiego człowieka, nie dając mu przykładu, nie
można wymagać od innych, jeśli nie wymaga się najpierw od siebie i nie żyje
według tego, co głosi. Dotyczy to wszystkich.
Dopiero
po roku jestem w stanie zrozumieć jak ciężka jest praca misjonarzy z młodzieżą.
Wyplewić chwasty pokoleń. Zasiać miłość i wydobyć ich prawdziwą wartość.
Nauczyć szacunku do siebie samych. Uświadomić, że popełnione błędy uczą i nie
rujnują życia. Pomóc w rozmnażaniu talentów. Zainteresować ich, by zamiast
głośnej muzyki wsłuchali się Słowo Boże.
Podstawą
domu jest silny fundament. Podstawą wychowania są trwałe wartości. Wychowanie
na piaszczystym gruncie legnie w gruzach. Ta teoria jest łatwa do
przedstawienia, trudna do wcielenia. POTRZEBNA JEST LEKCJA MIŁOŚCI!
„Ja
jestem dobrym pasterzem i znam owce
moje, a moje Mnie znają(…) Mam także inne owce, które nie są z tej zagrody. I
te muszę przyprowadzić, i będą słuchać głosu mego i nastanie jedna owczarnia,
jeden pasterz.”
J 10,
14-17
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz