niedziela, 8 marca 2015

Terapia trądziku



W piątek Jezus zapukał do drzwi mego serca. Wpuściłam Go.

Na dzień dobry, krótkie przedstawienie. Weź w dłonie 2 garście błota. Nałóż na oczy, uszy i usta. Weź następną. Połóż na sercu. Zakryj to co widziały oczy. Zatkaj to co słyszały uszy. Zablokuj usta, które mówiły fałszywie. Zakryj serce, które nie potrafi kochać.

Błoto to symbol moich grzechów. Błoto to maska, którą jestem pokryta. Maska, która pozwala mi zasłonić to co złe i słabe. Pozawala mi ukryć się przed otoczeniem i samą sobą. Czasami mogę położyć więcej błotnej maski, przykryć dokładniej i szczelniej moje wady. 

Ludzie nie widzą moich niedoskonałości. Widzą maskę. Dla jednych może być piękną maską. Możemy na niej kreować wzory i motywy. Możemy dodawać jej uroku. Ale ona nadal ciąży.
Gdy leży długo, wysycha. Zaczyna pękać. Wtedy ujawnia moje prawdziwe oblicze. Zaczyna boleć. Nie odrywa się w całości, ale stopniowo. 

W lustrze widzę niedoskonałości. Zatkane pory, jak trądzik, przypominają o sobie. Mogę położyć kolejną cudowną maseczkę lub zacząć je leczyć. 

Wybieram terapię. 

Drogi Doktorze, wylecz proszę tam gdzie niedomagam. Ulecz mnie z pychy, z zazdrości, gniewu, niedbalstwa. Napraw to co psułam przez wiele lat. Znajdź przyczynę i lecz od wewnątrz. Odetkaj pozatykane błotem pory. Odsłoń to co nieustannie ukrywałam przed sobą.  

Terapia trądziku jest żmudna i długotrwała. Lecz Doktor jest Cierpliwy. Powtarza do skutku. Powoli dozuje zapomniane dawki leku. Przychodzi na wizyty domowe.

Jezus przyszedł, w osobie mojej Misyjnej Siostry. Wykorzystał  Jej doświadczenie. Mówił Jej ustami. Wypowiedziane słowa zdrapywały kolejne kawałki zeschłej maski.

Chcę stanąć w prawdzie. Chcę zaprosić Cię Jezu, na kolejną wizytę do niedoskonałego serc. Pragnę doświadczać Twojego oczyszczenia.