W piątek Jezus zapukał do drzwi mego serca. Wpuściłam Go.
Na dzień dobry, krótkie przedstawienie. Weź w dłonie 2
garście błota. Nałóż na oczy, uszy i usta. Weź następną. Połóż na sercu. Zakryj
to co widziały oczy. Zatkaj to co słyszały uszy. Zablokuj usta, które mówiły
fałszywie. Zakryj serce, które nie potrafi kochać.
Błoto to symbol moich grzechów. Błoto to maska, którą jestem
pokryta. Maska, która pozwala mi zasłonić to co złe i słabe. Pozawala mi ukryć się
przed otoczeniem i samą sobą. Czasami mogę położyć więcej błotnej maski, przykryć
dokładniej i szczelniej moje wady.
Ludzie nie widzą moich niedoskonałości. Widzą maskę. Dla
jednych może być piękną maską. Możemy na niej kreować wzory i motywy. Możemy dodawać
jej uroku. Ale ona nadal ciąży.
Gdy leży długo, wysycha. Zaczyna pękać. Wtedy ujawnia moje
prawdziwe oblicze. Zaczyna boleć. Nie odrywa się w całości, ale stopniowo.
W lustrze widzę niedoskonałości. Zatkane pory, jak trądzik,
przypominają o sobie. Mogę położyć kolejną cudowną maseczkę lub zacząć je
leczyć.
Wybieram terapię.
Drogi Doktorze, wylecz proszę tam gdzie niedomagam. Ulecz mnie z pychy, z zazdrości, gniewu, niedbalstwa. Napraw
to co psułam przez wiele lat. Znajdź przyczynę i lecz od wewnątrz. Odetkaj pozatykane
błotem pory. Odsłoń to co nieustannie ukrywałam przed sobą.
Terapia trądziku jest żmudna i długotrwała. Lecz Doktor jest
Cierpliwy. Powtarza do skutku. Powoli dozuje zapomniane dawki leku. Przychodzi
na wizyty domowe.
Jezus przyszedł, w osobie mojej Misyjnej Siostry. Wykorzystał
Jej doświadczenie. Mówił Jej ustami. Wypowiedziane
słowa zdrapywały kolejne kawałki zeschłej maski.
Chcę stanąć w prawdzie. Chcę zaprosić Cię Jezu, na kolejną
wizytę do niedoskonałego serc. Pragnę doświadczać Twojego oczyszczenia.