niedziela, 26 października 2014

Tragiczna śmierć



O 5.30 poznaję nowego kuchennego lokatora. Uwielbiam gości! 

Z uśmiechem na twarzy i radością w głosie pytam Kasi: chcesz kogoś poznać? Niedowierzające spojrzenie Kasi. „ Coś się szykuje…” 

Otwieram drzwi spiżarni i przedstawiam jej pierwszego, ośmionożnego Pana Pająka. Wielkość? Porównywalna do średnicy kubka od kawy. Pewnie przyszedł zmęczony nocą i postanowił się przespać na ścianie. 

Mówię mu: idź stąd, bo nie lubię robali. Dałam mu 20 min. Przed śniadaniem nie potrzebuję rozlewu krwi. Jest niedziela,  chcę być miłosierna. 

Nie poszedł. Przykro mi. Dostał po głowie książką „ Teacher’s book”, formatu A4. Mniejszy format mógłby nie wystarczyć na rozłożyste nóżki Pana Pająka.

Panono panono



W oratorium dzieci mają dzień wdzięczności. Planowany początek godzina 14. 

O 13.50,w isace (odpowiednik altanki) zbierają się dzieci, gotowe do świętowania. Na horyzoncie pojawia się również Siostra Martha. Wymyśliła, że dzieci mają przeczytać opowieść o miłosiernym Samarytaninie i powiedzieć coś od siebie. Nie ma problemu, ale… To są dzieci, które nie mówią po angielsku, nie wspominając o czytaniu.  

Kasia buszuje w gabinecie Siostry M. w poszukiwaniu Biblii. Ja poszukuję dziecka, które złoży literki w angielskie wyrazy. Udało się. Mamy 2 chłopaków. Zaczynamy nauczanie. 

Godzina 14.40 gotowi idziemy na plac główny. Pojawia się kolejny problem. Nie ma pendriva z muzyką. Czy nie może być inna? Nie.

15.10 muzyka gra, dzieci czekają, brakuję tylko Sióstr, którym można dziękować za piękną salezjańską inicjatywę- ORATORIUM
Co mogą robić Robaczki siedząc przez 1,5 godziny w miejscu ?

Klaskać w rytm muzyki. Tańczyć na krześle. Bić się. Płakać. Spać. Przeglądać włosy koleżanki (może w poszukiwaniu skaczących robaczków? ). Rzucać kamieniami w innych. Liczyć kamienie lub sprawdzać objętość czarnego małego buta. Ile kamieni wejdzie w but o numerze 24?



A można również… Robić na drutach. Chociaż nie. W tym wypadku robić na patykach. Są osoby, które myślą przyszłościowo. Zbliża się pora deszczowa. Ciepły szalik przyda się na chłodne poranki.
2 godziny i 15 minut czekania na 20 minut mówienia. Dlaczego? W telewizji jest transmisja meczu o Puchar Narodów Afryki. Gra Zambia. 


Panono panono (czyt. powoli powoli). Czekanie to też czynność. Za którą można być wdzięcznym, bo uczy cierpliwości zwłaszcza zabieganego europejczyka.

poniedziałek, 20 października 2014

Patrzenie to też rozrywka


Lubię momenty w oratorium, gdy małe łobuzy siedzą nieruchomo na pomarańczowej ziemi, wsłuchane w opowiadania Cesara.

Mogę wtedy przyjrzeć się ich podkręconym rzęsom, które wyglądają lepiej niż moje włosy nakręcone na lokówkę. Podziwiam ich wielkie usta. Czasami są one bardziej brązowe lub koloru  czerwonych buraków. Przyglądam się ich gałkom. Oczy są elementem, na które każdego dnia zwracam uwagę. Te gałki nie są śnieżnobiałe, nie są też takie jak europejskie gałki. Kolorem przypominają zżółkłe stare prześcieradło. Niektóre mają bardziej wyraziste żółte plamy, powiedziałaby, że przypominają wtedy oczy europejczyka chorego na żółtaczkę. Czy te dzieci mają żółtaczkę? 

Lustruję ich pulchne twarzyczki. Policzki większe lub mniejsze. W kącikach ust są pozostałości po szimie. Widać też kto jadł małe słodkie co nieco. Cukier świetnie przyciąga piasek. I najczęściej spotykane.. pozostałości po katarze. Taka zielonkawa ścieżka z dziurki nosa do ust. 

Niektóre dzieci poznaję po butach, np. chłopczyk który w 40 stopniowym upale chodzi w zielonych kaloszach,  zielonej koszuli i porwanych spodniach od piżamy z Kubusiem Puchatkiem. Każdego dnia tak samo. Wiem także, że On lubi bawić się zielonymi owocami z drzewa o nieznanej mi nazwie i rzadko bawi się z innymi. Poznaję również jego siostrę. Gdy wspólnie gramy, Ona wodzi wzrokiem za swoim młodszym braciszkiem.


 Każdego dnia rozpoznaję 4letniego chłopczyka z dołeczkami w policzkach, gdy się uśmiecha na powitanie. Dziewczynkę ze sweterkiem zasłaniającym do połowy wypchany balonem brzuszek. Dwóch braci, którzy trzymają się za rękę. Starszy śmiało ciągnie, nieśmiałego młodszego brata. 6letniego 
Musondę w koszuli z Kubusiem Puchatkiem. 
Muenię i jej brata przywiązanego do pleców.


Gdy tak sobie siedzą nieruchomo, próbuję rozwiązać zagadki minionego tygodnia.

Natasha. Na pierwszych zajęciach była nieśmiałą dziewczynką. Nic nie mówiła. Od czasu do czasu przepisała kilka literek z tablicy. Drugiego dnia była na tyle odważna, aby pobić się z kolegą z ławki. W kolejnych szalona  i uparta dziewczyna z błyskiem w oku. Dzień przed gratitiude Day, milcząca, smutna, niechętna do współpracy. Nie da się przytulić, lecz siedzi obok mnie i patrzy. Dziś pojawia się w oratorium, ponownie uśmiechnięte gra w gumę. Na jej czarnej skórze, w blasku czarnej sukienki widać spuchnięte oczko i siniaka. Podobnego ma na prawym udzie. Dlaczego? Co się wydarzyło, gdy jej nie było?

Każdego dnia rozpoczynam nową misję. Patrzę oczami a słyszę sercem.

sobota, 18 października 2014

Dziękuję, że jesteś



Gratitiude Day- bardzo ważny dzień wdzięczności. Dziękować można słowami, upominkiem, gestem. Uczniowie nauczycielom, nauczyciele przełożonym, a dzieci rodzicom. 

To jest dzień Salezjańskiego Wariactwa. Afrykańskie śpiewy, tańce i jeszcze więcej biało- czarnego uśmiechu. 

Generalna próba występu dzieci z University Mansa  rozpoczyna się o 7.40 zamiast o 7. Msza z 8 przesunęła się na 9. Początek imprezy? Tak naprawdę nikt nie wie o której się zacznie. Pewnie jak przyjdzie na to odpowiedni moment. Czarny Pan w koszuli wręcza nam harmonogram. Występujemy jako pierwsi.  Czekanie na rozpoczęcie stało się bardziej nerwowe.  Nauczyciele wchodzą i wychodzą z Sali gimnastycznej. Około 400 dzieci zajmuje krzesła i  betonową podłogę. Prowadzący mówi przez megafon w bemba, lecz nie widzę zainteresowania.

Po 50 minutach rozgardiaszu zaczęły się powitalne tańce i przemówienia.
Punkt 3- Salesian University Mansa.

25 osobowa grupka dzieci, nieśmiało wchodzi na scenę. Ubrana jest w swoje odświętne ubrania, to znaczy z mniejszą ilością dziur. Braight ma tylko o 10 cm za krótkie spodnie. Chongo zgubił gdzieś zielonego trampka. Kevin z pierwszego rzędu ma rozdarte białe spodnie na kolanie. Dominic przyszedł w pomarańczowej koszuli, w której chodzi od tygodnia. Lazaness ma porwanego buta i wystaje mu duży palec u nogi. Nie potrzebujemy pięknych granatowych mundurków  i eleganckich czarnych butów.  Najważniejsze, że jesteśmy tu razem. 

Moje serce rozpiera duma. Vincent rusza się w takt muzyki. Lovness zaczęła kląskać, chociaż na próbie nigdy tego nie robiła. Dominic odwrócił się plecami do publiczności, chyba zapomniał sekwencji pokazywania. Ostatnią zwrotkę zaśpiewali 3 razy zamiast 2. W sumie to i dobrze. O jeden raz więcej podziękowali Siostrze Marii, że pokazuje nam drogę do świętości. 

„And so I, and so You Can be a Saint…   dzieci ulicy. Brudne i podarte na co dzień. Spragnione miłości. Osiągnęły największy sukces. Zaśpiewały jak najnowszy zespół promowany w radiu. Po Mistrzowsku! Uśmiechy na ich twarzach rozjaśniły czarne buźki. Radość w ich oczach i duma. Święty Jan Bosco stoi obok nich i gratuluje każdemu z osobna. Najpiękniejsze „dziękuję” skierowane do Siostry Marii za realizację planu Bosco.

Ja dziś dziękuję moim Dzieciom. Dzieciom Ulicy. Za to, że są. Za ich uśmiech i radość. Otwartość serca. Za to, że każdego dnia mogę się od nich uczyć życia i miłości. 

piątek, 10 października 2014

Raj za 2 wody utlenione




W poniedziałek dowiedziałam się, że w piątek Mansę odwiedzi Kamila z księdzem Polakiem. Dobrze się składa, gdyż bardzo chciałam iść do spowiedzi. 

Spotkania wyczekiwałam bardzo niecierpliwie każdego dnia. 
„ Będziemy  o 12”. Nie ma. Kolejny sms „ przyjedziemy później, po 15”. Nie ma… Czyżby zapomnieli do nas wpaść? Co chwila podczas oratorium spoglądam na bramę wjazdową. Czekam na białego jeepa z białymi twarzami. Dobiega 17, dzwonią- będziemy za 20 minut! Huraaa!!! 

Polskie ludki w Zambii. w Mansie. Czuję się prawie jak w domu. 

Z wielką radością i pokojem w sercu wychodzę z kaplicy, w której przystąpiłam do Sakramentu Pojednania. A co mi tam. Śpiewać  każdy może: „ wystarczy byś był, nic więcej… Tylko byś był”. 

Wspólna kawa i ciastko. W międzyczasie Misjonarze z buszu łączą się z cywilizacją za pomocą afrykańskiego Internetu. Czas na Deal! Co mają medyczni, czego nie mają Busz-women-and-meni? Wodę utlenioną. Co mają polscy Busz-women-and-meni, czego nie mają wolontariuszki w Mansie ? Polskiej mszy. SPRZEDANE! 

Za 2 tygodnie, w Święto Niepodległości Zambii, polskie 2 Marsjanki (całkiem ładnie brzmi ^^) otrzymają polską Ewangelię. Jezus przemówi w języku ojczystym. Marzenia się spełniają za jedyne 2 wody utlenione. Jeszcze kawa i  będzie jak w raju.