wtorek, 30 września 2014

Randka idealna



Gdybyś chciał być tak bardzo romantyczny nie wyszłoby Ci to, jak Panu Bogu. Plan doskonały na każdy dzień. Niespodzianka za niespodzianką. 

Otwieram drzwi mojego nowego domu. Naciskam  włącznik prądu. Zaczynamy dyskotekę. Jest światło, nie ma światła. Jest, nie ma. Jest, nie ma… nie ma. Pojawiło się! Z „wielką” mocą, świeci się żarówka lecz nadal jest ciemno. No cóż. Kolejny wieczór przy świeczkach. Wstawiam wodę. Kasia stawia zasypane kawą kubki na stole. Czekamy, mówiąc różaniec.

Minęło 15 minut. Kawa jest gotowa przy 3 tajemnicy części radosnej. Kasia zaczyna się głośno śmiać. Jest pyszna kawa, na którą czekałyśmy cały dzień. Są świece. Jest Jezus. Randka idealna. 

Chłopaku dziewczyny, starać się możesz, ale nie dorównasz Jezusowi.

poniedziałek, 29 września 2014

Szczęśliwe kopnięcie



Nadszedł czas na pierwsze oratorium. Przy bramie stoi gromadka dzieci. Takie małe murzynki  w podartych ubraniach, niektóre mają  buty,  reszta w butach z własnej skóry. Mały i duży, kościsty i z dużym brzuszkiem, brudny i czysty. Każdy może przyjść do oratorium.

Zaczęłam po mistrzowsku! Mój pierwszy prawdziwy mecz. Na migi, w bemba i trochę w łamanym angielskim pospiesznie przekazują  mi zasady gry.  Oni są tak bardzo podobni do siebie, nie rozróżniam graczy. Wiem tylko, która to moja bramka i kto jest bramkarzem.

 Biegam za piłką jak szalona po boisku pełnym kamieni. Idę na żywioł, walczę o piłkę. Jest moja! Obok mnie pojawia się 3 zawodników. W panice chcę się pozbyć piłki. Kopnęłam! Podbiega do mnie Kevin i mówi „ good job! Is 1:0’’ Ostatecznie wygrywamy 3:2. 

Tym oto sposobem zostałam przyjęta do drużyny. Musungu (czyt. biały murzyn, tak nas nazywają)zdobył szacunek. 

 Następny mecz- jutro, pojutrze i od poniedziałku do piątku. Drużyna musi trenować.

piątek, 26 września 2014

Czarna przygoda



Po 20-godzinach lotu, wraz z 5 wolontariuszkami, o 23.20, staję na Czarnym Lądzie. Pierwsze wrażenie? JEST CZARNO. Oprócz kilku świateł bijących z samolotu, kamizelek odblaskowych i białych uśmiechów Afrykańczyków nic nie widać! 

Wielka radość i niedowierzanie. Pytanie: ale co my tu robimy? Zakończone śmiechem.

Witamy w Zambii…

Punkt 1- problem z wizą. Przemiła Pani nie chce nam wystawić 3miesięcznej wizy turystycznej, twierdząc, że kłamiemy. Po pół godzinnej konwersacji dostajemy wizę na miesiąc- biznesową, ponieważ „ God  is business”. Co to znaczy? Mniej czasu na załatwienie dokumentów i ryzyko opuszczenia kraju po miesiącu.

Punkt 2- podróż do Miasta Nadziei. Pakujemy się do białego, 5osobowego jeep’a.  Jedyne 12 ogromnych, 23 kilogramowych walizek, 6 plecaków 60-litrowych, 6 laptopów w torbach wypchanych książkami , 6 wolontariuszek i 2 księży.  Ściśnięte jak polskie śledziki jedziemy  obrzeżami stolicy- Lusaki. Na drodze każdy ma swoje prawa. Jedziesz jak chcesz. Obowiązuje ruch lewostronny. Wyprzedzasz jak chcesz, albo z lewej albo z prawej. Po nieoświetlonej ulicy idą Murzyni. Przy drodze znajdują się ich chatki/ lepianki (?). 4 ściany z czerwonej palonej cegły pokryte suchą trawą. 

Punkt 3- Księżniczka w dzikiej Afryce. Miałam świadomość w co się pakuję, że europejskich luksusów nie będzie. Mimo to zaskoczyłam się. Po pierwszym wieczorze zmęczyłam się wypatrywaniem pająków na ścianie. Świadomość, śpiących ze mną w łóżku małych robaczków, nie pozwala mi się ruszać przez całą noc. W łazience, z dziury pod schodkiem,  wyszedł pan karaluch na powitanie. Jedyne 5 cm długości, twardy brązowy pancerz. Pewnie lubi nowych wolontariuszy. Czas pokochać afrykańskich „przyjaciół”.

poniedziałek, 22 września 2014

Tak może kochać tylko Szaleniec



Zgarnął mnie podstępem do Ośrodka Misyjnego. Zafundował  2-letnia terapię życiową.  Grał ze mną w wyzwania. Im głośniej mówiłam, że nie potrafię, tym trudniejsze zadanie stawiał. Im bardziej się bałam tym bardziej On wypychał do przodu 

Uleczył z bólu przeszłości. Uczył wybaczać. Pomagał zaufać.  Podawał Dłoń, gdy upadałam. Ocierał  łzy, gdy płakałam. Tłumaczył, gdy nie rozumiałam. 

Z tej Miłości odwrócił mój świat do góry nogami. Mówi: „zostaw wszystko i pójdź za mną w  nieznane”.  Zaufałam. Zostawiam rodzinę, przyjaciół, „ułożone” życie, mój polski bezpieczny świat. Pakuję bagaż doświadczeń, lęki i słabości. Wyjeżdżam z Nim i dla Niego, w ubogi Czarny Świat, do Zambii. Do Mansy. 

Na koniec mówi mi, że jestem Jego ukochaną córką, najlepszą i najdoskonalszą. Że kocha mnie bezgranicznie.

Dziś rozumiem, że Trudności i rozdzierający wewnętrzny ból był po to, abym mogła być szczęśliwa. Abym mogła poczuć  pokój w sercu. Abym odzyskała pewność siebie. Abym mogła czuć się spełnioną kobietą. Abym pokochała życie. 

Tak szalenie i bezwarunkowo może kochać tylko Jezus!!