wtorek, 4 sierpnia 2015

Jak głęboka jest rzeka



Nasza misja dobiega końca. Nie da się ukryć. Misyjne towarzyszki wysłały zdjęcie z Polski. Siostra Maria, planuję pożegnalna kolację. Towarzysze pracy mówią: „będzie nam was brakowało”. 

Ostatnie dni są jak bajka Disneya, stworzona przez najlepszego Kreatora. Pan Bóg trzyma mnie w ciągłym napięciu, co jeszcze się wydarzy u bohaterów z Czarnego Lądu? „happy end”? czy otrzymam odpowiedzi na pytania spisane podczas oglądania? 

Odpoczynek nad rzeką, wśród skał, szum rwistej wody i zielone drzewa wśród wypalonej słońcem trawy. Mój pierwszy odpoczynek kiedy odpoczęłam. Moment, gdy w końcu udało mi się pozbierać myśli.  Przestałam czuć się chaosem. Moment, gdy zaczęłam delektować się niesamowitą ciszą. Czas się zatrzymał. Teraz widzę czym się kończy pracoholizm. I wiem, że szaleńczej pogoni za spełnieniem nie chcę!

 Poczucie spełnienia. Czułam się w raju pracując ponad normę. Spełniałam oczekiwania Sióstr i udowodniłam sobie ile i co mogę zrobić.  Z każdym dniem podnosiła się poprzeczka. Jednocześnie coraz bardziej dokuczał mi brak skupienia. 

Urodzinowa niespodzianka dla Kasi, zamieniła się w nieoczekiwaną niespodziankę dla mnie. Każdy nadmuchany balon, wrócił wypełniony szczęściem. To jak przebić go i czekać gdzie wyląduje jego resztka. 

Oczekiwanie na kolejne „  daj mi….”  Zamienione na bezinteresowny prezent z dopiskiem „za to, że jesteś” . Materialne nic, a jednak lawina złota. 

Po roku pragnienia bycia nie rzucającą się w oczy częścią tłumu, pragnienie normalności zostało wysłuchane. Podczas wizyty jednej z rodzin Poczułam się jak normalny człowiek. Zwykłe „dzień dobry i co słychać”. Bez spojrzeń. Bez ekscytacji. Różni mnie tylko kolor skóry. 

Próbuję myślami wrócić do kolorowej europy. 

Patrzę na dzieci bawiące się oponą od samochodu i samochodem zrobionym z butelek. Dlaczego w Polsce ten obraz zanika? Dlaczego w Europie modą jest spędzanie czasu przed komputerem lub najnowszą grą elektroniczną?

5 krów za dziewictwo żony, która nie jest dziewicą. Małżeństwa bez miłości, a małżeństwo z miłością zakończone rozwodem. Niedożywione dzieci z napompowanym brzuszkiem i oponka tłuszczowa wyhodowana na hamburgerach zajedzonych  słodyczami. Rodzinny lunch zjedzony przed domem i lunch zjedzony w samotnym pośpiechu. 

3 etat w szpitalu. Praca w korporacji. I przypadkowo spotkani  Panowie rozbijający skały małym młotkiem. 

Nadgorliwi rodzice. Dodatkowy angielski po szkole, zajęcia sportowe w najlepszym klubie. Oryginalne ubrania. Sałata z soją i kiełkami rzodkiewki na drugie śniadanie. I małe murzyniątka wychowane przez ulice. Bose i brudne, zostawione same sobie. Szczęście podczas meczu granego piłką z reklamówek. Brak perspektywy na rozwój, z braku pieniędzy na szkołę. 

2 światy. Nieświadomość z wolnym umysłem. Czy europejska świadomość, lecz ucieczka od odpowiedzialności. 

Teraz płynę z nurtem rzeki. Nie jestem w stanie zawrócić. Nie jestem w stanie zrozumieć. Nie wiem jak głęboka jest ta rzeka, w którą rzuciłam się za Panem Bogiem.

wtorek, 9 czerwca 2015

Z miłośco do jeża



Jeż kolczasty jest. Jeż to tylko zwierz. Dla pasjonatów, to aż zwierz. 

Młodzież z Mansy mogę porównać do jeża. Młodzież tak bardzo potrzebująca miłości i uwagi. Jednocześnie brak świadomości lub wyparcie powodują, że stawiają do pionu ostre kolce.

Na pytanie „co robisz w życiu”- odpowiadają „nothing” (czyt. nic). 

Marzenia to dla większości tylko słowa. Co wiąże się z pieniędzmi i większym wkładem własnym, stanowi problem. 

Czy potrafią być wdzięczni za to co mają? Za rodzinę, przyjaciół? Za oratorium, za darmowe miejsce, siłownie, 2 stoły bilardowe, stół do tenisa, 2 stoły do piłkarzyków, około 15 piłek? Salezjański Raj w środku ubogiej części Mansy. Normalka. Zasady z oratorium wynoszą na ostrzu kolca. Modlitwa na koniec? Raptem 10 min wraz z ogłoszeniami. Tylko dla tych, co nie zdążyli uciec. Konsekwencje- żadne.

Zamiast dzień dobry- „give me”. Gdy mówisz „do widzenia”, muzyka z słuchawek zagłusza im rzeczywistość. Ale biały różaniec jest ozdobą na szyi.

Czasami trudno zaakceptować rzeczywistość. Pogodzić się z nią, jeżeli się da. Czasami chciało by się poddać i zostawić to. Kopnąć jak piłkę na boisku i zostawić do jutra.

Jeszcze niedawno to ja byłam nastroszonym jeżem. Stawiałam kolce w samoobronie. Krzyczałam o miłość, a nie chciałam jej dopuścić. 

 Widząc potrzebę miłości, wracam każdego dnia. Nie zbawię świata. Nie przeskoczę niezrozumienia. Swoja miłością do ludzi, do dzieci, mogę pokazać miłość innym. Nawet dla jednego oswojonego jeża, WARTO!! 

Uśmiechem chcę przebić dzielący nas mur. Wspólną grą próbuję odwrócić ich uwagę. Atakując ich z zaskoczenia staram się położyć na kolcu coś więcej niż tylko widzialne jabłko. 

„Nie zapala się lampy po to, by ją schować pod garncem, lecz stawia się ją na świeczniku, żeby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak też niech świeci wasze światło dla ludzi, aby widzieli wasze dobre czyny i chwalili waszego Ojca, który jest w niebie”
2 Kor 1, 20-22


piątek, 8 maja 2015

OSTRY dyżur



Siostra Musonda puka do drzwi. Jak zwykle obłędnie uśmiechnięta mówi, że zapomniała po co przyszła. 

Po chwili przypomniała sobie: Devis i Muke mają dziewczynę w officie ze „strasznymi” ranami. Pytają,  czy masz apteczkę. 

Zostawiłam 3 w Office, ale może czegoś brakuję. Biorę pod rękę większe opatrunki i dużą Butelkę octeniseptu. 

Spotykam chłopaków. Na spokojnie tłumaczę im co i jak użyć, co z czym połączyć. Na koniec słownej instrukcji, wybierają fizyczną pomoc.

W hallu, w kącie na materacu widać tylko prześcieradła. Wkoło 10 osób. Podchodzę bliżej. Witam się. Opóźniam moment podniesienia prześcieradła. 16 letnia dziewczyna zwija się z bólu. Zamiast zakrwawionej nogi, widzę spuchnięte kolano, jakby w środku  była piłka tenisowa. Znieczulam Agatę lodem w sprayu, próbuję uzyskać informacje o wydarzeniu. 

Brat Francois był z nią w szpitalu, niefortunnie kazali poczekać do jutra. Może ból cudownie zniknie jak poranna mgła. Z bólu jestem w stanie tylko jajko znieść! Robię swoje.

Tabletka przeciwbólowa o większej mocy. Zimny kompres i bandaż z usztywnieniem. Próbuję się zbliżyć. Uważam na kolejny bólowy atak mojej pacjentki. 

Mija pół dnia. Widać efekt. Ból zmniejszony, opuchlizna maleje.

W drodze do domu spotykam grupę chłopaków. Od 7 do 14 lat. Krzyczą coś w bemba i nerwowo pokazują. Nic nie rozumiem. Zajęło mi to 10 min. Po czym dowiedziałam się, że najcichszy z nich stłukł sobie palca wskazującego grając w kosza. Chcę zobaczyć poszkodowanego, który odmawia pomocy. Przyjaciele z boiska krzyczą „ulefwaya, ulefwaya”.  ( czyt. chcę)

Za pozwoleniem, założyłam usztywnienie. Koledzy poprosili o coś na uśmierzenie bólu. W podzięce stali pod oknem wykrzykując podziękowania. 

Jeszcze tylko ostatni obchód o 22. Płaczący żołądek. Skręcone kolano. Ból głowy. Ból brzucha. Rany po przegranym meczu. I malaria, której nikt nie chce zabrać do szpitala.

Zostaje pod telefonem. Dzwonić w razie „w”. Doktor  z przypadku, położna z powołania.

niedziela, 3 maja 2015

Po nitce do kłębka



Co widzisz kiedy mówię Afryka? Kontynent na mapie. Pustynię i tony piasku z falami ugłaskanymi wiatrem. Słonie wygrzewające się na słońcu. Lwa czającego się na antylopę? Może czarną mambę, ukrytą w wysokiej  trawie. Dzieci w podartych ubrankach. Lepianki pokryte  wysuszoną trawą. 

Widzisz biedę, brak wody, studnie wybudowane z kościelnych datków. 

Widzisz piękne palmy i kokosy. Ekskluzywne hotele i drinki z palemką na plaży Zanzibaru.

Gdy mówię Afryka widzę dom. Afryka jest moją Matką, która uczy mnie życia. Uczy mnie bezinteresownej miłości do ludzi. Afryka jest jak mój Ojciec, który dodaje odwagi w kosztowaniu nowości. Który stawia nowe wyzwania. 

W Afryce nauczyłam się ufać Panu Bogu. W Afryce poznaje siebie: emocje, słabości, wady i zalety. 
 Afryka to szkoła tolerancji, cierpliwości i pokory.

Gdy mówię Afryka czuję rześkie powietrze i poranny smak kawy. To słodkie mango i kremowe avokado na toście z patelni. To zapach cytryny zerwanej z drzewa. To kurz unoszący się w promieniach słońca. To lepkie krople potu z oratoryjnego boiska.

Gdy mówię Afryka słyszę głośną muzykę zza muru placówki. Codzienną rozmowę w krzyku. To żyjący swoim życiem market. To śmiech pochodzący z okrągłego brzuszka.  

Afryka to nieśmiałe spojrzenia dziecięce. To maleńkie  czarne dłonie wplątane w moją dłoń. To dołeczki w policzkach pokazujące białe ząbki. To dzieci biegnące z radością do szkoły.

Afryka to trudne rozmowy o życiu. O potrzebie miłości, zrozumienia.

To miejsce tętniące życiem. No biegające dzieci za dnia i młodzież po zachodzie. To zainteresowanie sobą. To spotkania na ulicy, a nie przed komputerem. Afryka to śmiejące się buzie i  szczere oczy. To otwarte serce na innych. 

Afryka widziana przez monitor różni się od tej widzianej sercem i oczami.
Dla mnie Afryka to kłębek najcenniejszych doświadczeń. 

Afryka to egzotyczne zaproszenie do poznania siebie! 

niedziela, 8 marca 2015

Terapia trądziku



W piątek Jezus zapukał do drzwi mego serca. Wpuściłam Go.

Na dzień dobry, krótkie przedstawienie. Weź w dłonie 2 garście błota. Nałóż na oczy, uszy i usta. Weź następną. Połóż na sercu. Zakryj to co widziały oczy. Zatkaj to co słyszały uszy. Zablokuj usta, które mówiły fałszywie. Zakryj serce, które nie potrafi kochać.

Błoto to symbol moich grzechów. Błoto to maska, którą jestem pokryta. Maska, która pozwala mi zasłonić to co złe i słabe. Pozawala mi ukryć się przed otoczeniem i samą sobą. Czasami mogę położyć więcej błotnej maski, przykryć dokładniej i szczelniej moje wady. 

Ludzie nie widzą moich niedoskonałości. Widzą maskę. Dla jednych może być piękną maską. Możemy na niej kreować wzory i motywy. Możemy dodawać jej uroku. Ale ona nadal ciąży.
Gdy leży długo, wysycha. Zaczyna pękać. Wtedy ujawnia moje prawdziwe oblicze. Zaczyna boleć. Nie odrywa się w całości, ale stopniowo. 

W lustrze widzę niedoskonałości. Zatkane pory, jak trądzik, przypominają o sobie. Mogę położyć kolejną cudowną maseczkę lub zacząć je leczyć. 

Wybieram terapię. 

Drogi Doktorze, wylecz proszę tam gdzie niedomagam. Ulecz mnie z pychy, z zazdrości, gniewu, niedbalstwa. Napraw to co psułam przez wiele lat. Znajdź przyczynę i lecz od wewnątrz. Odetkaj pozatykane błotem pory. Odsłoń to co nieustannie ukrywałam przed sobą.  

Terapia trądziku jest żmudna i długotrwała. Lecz Doktor jest Cierpliwy. Powtarza do skutku. Powoli dozuje zapomniane dawki leku. Przychodzi na wizyty domowe.

Jezus przyszedł, w osobie mojej Misyjnej Siostry. Wykorzystał  Jej doświadczenie. Mówił Jej ustami. Wypowiedziane słowa zdrapywały kolejne kawałki zeschłej maski.

Chcę stanąć w prawdzie. Chcę zaprosić Cię Jezu, na kolejną wizytę do niedoskonałego serc. Pragnę doświadczać Twojego oczyszczenia.