piątek, 3 października 2014

To nie film. To rzeczywistość!



Kolejny raz w oratorium oglądamy film. Dzieci radosne wbiegają do Sali zrobionej z garażu. Każde z 70 dzieci chcę się przywitać. Podają dłoń, patrzą nieśmiało w oczy i szczerzą białe ząbki. Mówią „ Hi, how are you?” – tylko tyle potrafią po angielsku.      
    
Najmłodsze siadają na betonowej podłodze. Starsze znajdują miejsce na ławkach rozstawionych pod ścianą. Zaczynamy modlitwą w bemba. Nie znam jej, dlatego modlę się po cichu, po polsku. Trzymam złożone dłonie. Puszczam oczko do chłopczyka w żółtej podkoszulce z wyrwanym rękawem. I co? I On składa dłonie tak jak ja.

Dzieci są wpatrzone w bajkę, ja jestem wpatrzona w nie. Biorę na kolana 5letnią Muenię i mocno ja przytulam. Oglądam jej założoną na lewą stronę bluzeczkę. Ma dziury. Jej spódnica ma 4 przecięcia, prawie nic nie zasłania. Muenia przyszła bosa. Jak daleko szła?- nie wiem. 

Patrzę na pozostałe dzieci. Mają za małe, rozdarte na kolanach i brudne spodnie. Ich T-shirt prosi o wymianę na nowy. Dziura na dziurze. Za krótki dół, który pokazuję duży okrągły brzuszek. Lub za duża bluzka spadająca z ramion. Brudne nóżki z białą podeszwą. Zasmarkane nosy. Buzie oblepione gęstą papką- szimą. Część dziewczynek ma splecione włosy w warkoczyki,  niektóre mają je ścięte na krótko. U innych włosy sterczą, jak po uderzeniu pioruna. 

Czy polskie dziecko pójdzie do szkoły w porwanej koszulce, bez butów? Może mama zapomni dać mu śniadania? Obiadu? Może zamiast przytulić uderzy? 

Mój polski mózg nie rozumie. Biję się z myślami i pytaniami. Najważniejsze, że jestem tu, w Mansie. Jestem tu, by móc podzielić się miłością. Przytulić lub pogłaskać dziecko spragnione czułości. 

Koniec filmu. Muenia podnosi głowę do góry i patrzy na mnie zaspanymi oczkami. Przytulam ją jeszcze mocniej. Wystarczy chwila, aby pokochać kolejne z małych murzyniątek.

1 komentarz: