Moje neurony i miocyty odpoczęły. Połączenia między
synapsami zwolniły przekaz. Terapia śmiechem poskutkowała. Ploteczki przy
pierniczkach i polskiej kawie. Kości rozruszałam na potańcówce z pracownikami
farmy. Radosna Zambijska muzyka, w
nadmiarze spowodowała mdłości.
Bawiłam się z dziećmi w tarzana, gdy skakałam po lianach
.
Zakończyłam Stary Rok ożywczą spowiedzią nad wodospadami. Skorzystałam
z cudownego Spa. Na plecach poczułam masaż z biczy wodnych. Na schodzone
stopy położyłam zieloną gloniastą maseczkę.
Na kolacje sylwestrową jadłam naleśniki z kasawą. Potrawę,
która zajęła nam cały dzień. 3 godziny do buszu. Kolejne 2 tłuczenia wielkich
liści, drewnianym moździerzem. Na koniec 1.5 godz gotowania.
Sylwester w babskim gronie. Noworoczny toast wzniesiony
szampanem z południowej Afryki. Zamiast fajerwerk, niebo pokryte złotymi
migoczącymi gwiazdkami. Pan Księżyc rozjaśniał wioseczkę na „końcu świata”
Magiczne Lufubu- spokój, bijąca dobroć, zarażające uśmiechem
małe Murzynki. Czas jeszcze bardziej zwolnił na naszą korzyść.
Ale czas wrócić do domu.
Mój dom jest w Mansie. Jestem wdzięczna, że mogę wrócić do
ciszy i rutynowego porządku dnia. Do porannej jutrzni z Kasią i potrójnego
różańca przy świetle lampek. Do pokoju, gdzie mogę się wtulić w kocyk od Mamy.
Do mojej misyjnej rodziny. Siostry
Marii, która jest jak szalona Babcia, do Sr Loren- cudownej cioci, która
obdarza dobrym słowem i uśmiechem. Do starszej siostry- czyli Siostry Dony z
którą żartuję na temat czarnego kotka. Do Brata Patrica, który codziennie życzy
nam miłego dnia. Do „wujka” Simona- lidera, z którym ogarniamy Rozbójników z oratorium.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz