środa, 14 stycznia 2015

moja Mansa



Moje neurony i miocyty odpoczęły. Połączenia między synapsami zwolniły przekaz. Terapia śmiechem poskutkowała. Ploteczki przy pierniczkach i polskiej kawie. Kości rozruszałam na potańcówce z pracownikami farmy. Radosna Zambijska muzyka, w nadmiarze spowodowała mdłości. 

Bawiłam się z dziećmi w tarzana, gdy skakałam po lianach
.
Zakończyłam Stary Rok ożywczą spowiedzią nad wodospadami. Skorzystałam z cudownego Spa. Na plecach poczułam masaż z biczy wodnych. Na schodzone stopy  położyłam zieloną gloniastą  maseczkę.

Na kolacje sylwestrową jadłam naleśniki z kasawą. Potrawę, która zajęła nam cały dzień. 3 godziny do buszu. Kolejne 2 tłuczenia wielkich liści, drewnianym moździerzem. Na koniec 1.5 godz gotowania. 

Sylwester w babskim gronie. Noworoczny toast wzniesiony szampanem z południowej Afryki. Zamiast fajerwerk, niebo pokryte złotymi migoczącymi gwiazdkami. Pan Księżyc rozjaśniał wioseczkę na „końcu świata”

Magiczne Lufubu- spokój, bijąca dobroć, zarażające uśmiechem małe Murzynki. Czas jeszcze bardziej zwolnił na naszą korzyść.

Ale czas wrócić do domu. 

Mój dom jest w Mansie. Jestem wdzięczna, że mogę wrócić do ciszy i rutynowego porządku dnia. Do porannej jutrzni z Kasią i potrójnego różańca przy świetle lampek. Do pokoju, gdzie mogę się wtulić w kocyk od Mamy. Do mojej misyjnej rodziny.  Siostry Marii, która jest jak szalona Babcia, do Sr Loren- cudownej cioci, która obdarza dobrym słowem i uśmiechem. Do starszej siostry- czyli Siostry Dony z którą żartuję na temat czarnego kotka. Do Brata Patrica, który codziennie życzy nam miłego dnia. Do „wujka” Simona- lidera, z którym  ogarniamy Rozbójników z oratorium.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej !  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz