Dni w Mansie mijają w trybie ekspresowym. To jak
przejechać nocą polską autostradę nowym
Ferrari. Zaraz po przebudzeniu jest 5.20. Kolejne spojrzenie na zegarek
wskazuje 14- oznajmia to czas oratorium. Chwilę potem jest już 23 i czas znowu
nastawić budzik.
Niby Afryka, gdzie główna króluje zasada „panono panono”,
lecz nas dotyczy prędkość europejska. Z wielkiej miejskiej aglomeracji.
Dziś jednak Pan Bóg mi przypomniał gdzie jestem.
3,5godz wałkowania 12 słów po angielsku z Dziećmi ze szkoły
garażowej zakończyło się mizernym sukcesem. Gdy jedno zdanie zasiada w głowie,
kolejne z niej wychodzi. Słowna zabawa w berka. Kolejny poważny występ zależy
od Pracy Ducha Świętego. Jeżeli On nie ogarnie tej imprezy to my tym bardziej.
Biegnę z 20 minutowym opóźnieniem do pre-school. Maluchy siedzą
zniecierpliwione przy czerwonych stolikach. Ręce umyte, modlitwa odmówiona.
Nshima, kurczak i zielona trawa czeka na wyłożenie. Zadyszana biorę łyżkę i
rozdzielam. 60 wygłodniałych oczu patrzy na mnie z wilczym apetytem. Próbuję przyspieszyć i
oczekuję pomocy nauczycielki. Pojawia się w drzwiach z wielkim uśmiechem. Siada
obok mnie i mówi „ dobrze, że jesteś. Czekałam”
W oratorium dostałam w przydziale dzieci w wieku 5-7 lat.
Nowe oratorium ruszyło z początkowym nauczaniem. Proszę Starszą liderkę,
rodowitą Zambijkę, o pomoc.
-Jak zapytać ”jak masz na imię?” w chibemba, odpowiedź - „
nie wiem”. Jeżeli ona nie wiem to kto wie?
-Czy możesz tłumaczyć, wszystko co mówię? dzieci mnie nie rozumieją. – tak. Ale nie
tłumaczy.
Mówi, że musi iść bo
zapomniała telefonu… Zostaję sama z 50giem brzdąców.
Na szybko próbuję
zająć dzieci. Rysuję figury geometryczne. Rozdaję kartki i kredki. Ogarnę to
przecież! Dzieci Krzyczą coś do mnie, podchodzą, ale nic nie rozumiem. W jednej
sekundzie zauważam pustą matę i fruwające kartki. Gdzie są wszyscy?! Co się
stało? O co chodzi? Scena jak z filmu.
Zerwała się wichura. Z daleka nadchodzą czarne chmury. Dzieci
rozbiegły się przed potężną ulewą. Pan Bóg z nieba podlewa ogródek. Z
prędkością światła oratorium zakończone!
NA podsumowanie dnia, do kościoła, zaprasza ksiądz Bosko i
nowenna. Zamiast drogi usłanej różami, rozpuszczona , jak malinowa mamba,
gliniana powierzchnia. Zdejmuję buty i po kostki zanurzam się w uroczej błotnej
kąpieli. Przed kościołem jeszcze szybki prysznic w kałuży i jestem gotowa.
Patrzę na wizerunek ks Bosko. Uśmiecham się. Kolejny raz
dostałam lekcje – ambicje wsadź w buty i je zdejmij. Bo w porze deszczowej
wygodniej chodzić na bosaka. Nie pytaj „po co?”. Po prostu bądź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz