Biały Ślub to w Naszej parafii rzadkość. Długie afrykańskie
wieczory (od 18 zapada ciemność) sprzyjają rozrodczości. Kobieta, która jest
już mamą nie może założyć białej sukni. Ma wtedy sukienkę w odcieniu czerwonych
róż lub różowych ust.
Dostąpiłyśmy zaszczytu zobaczyć jednak prawdziwy,
śnieżnobiały ślub! Helen i Peter. Mamy w tym dniu także swój udział.
Od 6 rano ozdabiamy kościół. Do mszy mamy tylko 4 godziny.
Ślub jest z rana, impreza trwa cały dzień.
Robimy stroiki z czerwonych, białych i żółtych róż. Na ołtarzu
zawieszamy biały materiał, który spinamy
po bokach szpilkami, tworząc
szachownicę. Ubieram drewnianą ambonę. Dostałam do tego wielki biały materiał
postrzępiony z każdej strony. Podpinam go jak tylko mogę, aby zakryć te niedoskonałości.
Dokładam żółtą wstęgę na polecenie Siostry Mathy. Chociaż mi się nie podoba. Zauważyłam,
że tu jest inna moda.
Z Kasią odczuwamy
presję, goście stoją pod kościołem. Ministranci gotowi do wejścia. Mamy 20 min,
aby posprzątać resztki ozdób porozrzucanych na ołtarzu.
Biegniemy do domu.
Zakładamy czarno biały strój. Jak na złość Kasi zamek od sukienki jest popsuty.
Na szybko spinam go agrafkami.
Za 5 10 wpadamy do Kościoła. Zajmujemy miejsce pośród bemba
choir. To nic, że nie umiemy śpiewać. Siostra powiedziała, że możemy z nimi
tańczyć. Więc tańczymy.
Ksiądz błogosławi młodych przed wejściem. Uroczyście wchodzi
procesja z krzyżem, księża i ministranci. Chwila przerwy. W nawie głównej
pojawiają się dwie 7-letnie dziewczynki ubrane na biało z zieloną wstążką we
włosach i wokół talii. Za nimi tanecznym krokiem porusza się drużba. 4 piękne
młode kobiety w jednakowych sukienkach, koloru pistacjowego. Mają jednakowe
fryzury. Czarne peruki z rozpuszczonymi włosami. Luźno zwisają loki, podpięte
przy twarzy. Na ich czole widnieje złota opaska z 3 złotymi kwiatami. Wyglądają
Jak wróżki z bajki o kopciuszku. Ostatnia z nich - 5 ma czerwoną sukienkę. Jest pierwszą druhną i siedzi
najbliżej Panny Młodej. Panowie mają białe koszule z motywem afrykańskim. Idą w
jednym rzędzie, w sekwencji- kobieta – mężczyzna. Wprowadzają nas w ślubny
nastrój.
Wchodzi Pan Młody. Trzyma za rękę INNEGO MĘŻCZYZNĘ?!?! Może
to jego tata? Goście krzyczą z radości.
On zajmuje miejsce na białym krześle przed ołtarzem.
Pojawia się Ta najpiękniejsza! Księżniczka w białej sukni z
długim trenem. Twarz ma zasłoniętą welonem. W ręku trzyma bukiet wykonany z
białego materiału ozdobionego kolorową wstążką. Przez nawę prowadzi ją prawdopodobnie
tata. Cały kościół wiwatuje. Ja się w tym czasie zastanawiam, dlaczego Ona ma
spuszczona głowę bez uśmiechu. Dochodzi do środka. Tam czeka na nią przyszły
mąż. Klęka przed nią, coś mówi. Od tej pory idą razem pod rękę.
Głośne śpiewy rozchodzą się po całym kościele. Tańczy chór.
Tańczy drużba i rodzice. Tańczą księża i ministranci przy ołtarzu. Radość jak
na Afrykę przystało. Po kazaniu następuję najważniejsza przysięga. Jedyna i na całe
życie.
Zakochani, druhna w czerwonej sukience, i drużba – nasz
kolega Patric, Mama młodej, ksiądz, jeden ministrant stają przed ołtarzem,
twarzą do gości. Po kolei mówią przysięgę. Na zakończenie zdania pojawiają się
głośne indiańskie okrzyki połączone z piskami. Przed założeniem obrączek
podchodzi straszy mężczyzna. Przemawia do nich i trzyma drewnianą siekierę. Ciekawe
czego to symbol? Otrzymuje ją Pan młody. Następnie odkrywa twarz swojej żony,
delikatnie się całują. Na ołtarzu , przed gośćmi, podpisują dokumenty zawarcia
związku małżeńskiego.
Uwielbienie, to najradośniejszy moment w mszy, a dziś
szczególnie. 5 minutowe szaleństwo. Nie ma osoby, która by nie tańczyła.
Kobiety krzyczą. Goście podchodzą do Młodych przytulają i całują. Czyste
szaleństwo. Bóg raduje się razem z nimi.
Sakrament małżeństwa zawarty. Złożyli przysięgę przed sobą i
Bogiem, w obecności najbliższych. Teraz jadą na zdjęcia. Taki dzień warto
uwiecznić. Następnie obiad. O 17.30 część taneczna, na którą też jestem
zaproszona ;D.
CZĘŚĆ DRUGA
Na salę przyjeżdżamy teoretycznie spóźnione. Jedynie
godzinę. Impreza się jeszcze nie zaczęła, czekamy na pozostałych gości. Robimy
rundkę wokół wypasionego kampusu. Rząd małych
różowych domków, z basenem z
przodu. Po środku ogród z białymi altankami. Niski metalowy płotek
przyozdobiony balonami i kolorową
wstążką. Przed wejściem na salę, ustawione są srebrne półmiski z kolacją.
Wita nas 50-letnia kobieta, mówiąc gdzie mamy położyć
prezent. Czuję się jak w prawdziwym amerykańskim filmie. Afrykańska bieda
została za grubym betonowym murem.
Wchodzimy do żółtej sali. Okrągłe stoliki są już pozajmowane.
Siadamy na krzesłach w rzędzie pod
ścianą. Po drugim końcu sali, na scenie ustawiony jest stół dla Nowożeńców i
ich drużby.

Podziwiam, przepiękne sukienki kobiet. Nie spodziewałam, się
takiego przepychu. Eleganckie dopasowane suknie do ziemi. Rozkloszowane u dołu,
jak u księżniczki. Za kolano, do kolana i wersja mini. Na grubych ramiączkach i
cienkich albo bez ramiączek. Bufoniaste rękawy. Wielkie kokardy. Naszyjniki
zasłaniające cały dekolt. Na włosach królują peruki posklejane żelem
cukrowym.
Goście nie czekają na oficjalne rozpoczęcie. Co chwila, na
środek wychodzą kolorowo ubrane panie i radośnie tańczą do rytmu. Goście dochodzą i zajmują miejsca stojące.
Mijają 2 godziny. Czuję się, jakbym była w saunie. Jestem
cała mokra. Już nie wiem czy to moje mokre ciało, czy spocony sąsiad. Na
afrykańskim weselu stoły zdobią jedynie
świeże kwiatki. One pewnie mają wodę, nam jej brakuje.
Tracąc wodę z organizmu, tańczę walca z moim żołądkiem,
który gra do rytmu. Jestem głodna, a
początku nadal nie ma.
Udało mi się dostrzec
taniec drużby na wyjście. Przed
zmianą sukienek i po zmianie. Jeden muzyczny falstart z powodu przerwy w
dostawie prądu. Krótką taneczną przechadzkę Państwa Młodych przez zielony
dywan. Wysłuchałam półgodzinnej pogadanki. I koniec.
Razem z Siostrą Marthą i Kasią, wymiękłyśmy. Jesteśmy
kiepskie w czekaniu. Po 3 godzinach wesela, wracamy do domu. Czuję się
nieusatysfakcjonowana. Nie doczekałam się tanecznego apogeum.
Liczę na następne weselnie zaproszenie.