piątek, 28 listopada 2014

Mrowisko



Otwieram małą bramkę przez, która wychodzę do oratorium. Wychodzę pierwsza. Ze smutkiem patrzę, że pod kościołem nie ma nikogo. Czy znowu puszczają film w hallu?- pytam Kasię.

Po chwili, czarne mrowisko ruszyło w naszą stronę. Wybiegają z różnych stron. Ze wszystkich zakamarków. Przeskakują betonowy mur. Biegną  rozpędzone jak wyścigówki. Te najmniejsze  trzymają jedną ręką spadające spodnie. Kto pierwszy. Z ich ust wychodzi radosny okrzyk” Kasia! Sylvia!” 

Nie zauważyłam kiedy, a wokół mnie stoi gromadka czarnych mrówek. Oblazły mnie. 2 ręce to nie problem. Trzymać je może 10cioro dzieci. Ich dłonie są na moim brzuchu, ramionach, wypalonych słońcem włosach. Auć!! Ktoś zajął miejsce na mojej stopie.

Dochodzimy do placu głównego. Kasia kładzie worek z zabawkami. Mrówki rzuciły się na łup. Widać tylko wystające kolorowe, porwane spodenki. Z zabawką wychodzi się na kucaka. Pod nogami kolegi lub pod spódnicą koleżanki. Oby jak najszybciej. Zanim ktoś przechwyci te 3 puzzle, które trzymasz w ręku. O deskorolce, zapomnij. Najstarsi chłopcy zjeżdżają już z piaszczystej górki.  3 piłki powędrowały na kamieniste boisko. 



 Mija minuta i na placu boju zostaje tylko pusty worek i zaskoczone spojrzenie na Kasię. Czy to się wydarzyło naprawdę? 

Oratorium rozpoczęte. Mrowisko wróciło do dziecięcej pracy. Ja pracuję z nimi. Układam puzzle, gram w warcaby. Uczę dwutaktu we wstępie do koszykówki. Udaję łaskotkowego potwora i uganiam się za najmłodszymi.

" Być radosnym, dobrze czynić i wróblom pozwolić ćwierkać – to najlepsza filozofia."
Ks Bosko 


1 komentarz: