czwartek, 10 kwietnia 2014

Pokrętnie do Miłości

Czy ktoś mówił, że przygotowanie do misji KATOLICKIEJ jest proste i przyjemne? Że niby każdy głaszcze po głowie i gratuluje: „ jak super, że jedziesz!”, „ szczytny cel”. Nic bardziej mylnego!

Przygotowuje się do wyjazdu już 2 rok.
Pierwszy rok był jedną wielką walką duchową – nawrócenie. 

Drugi…

W październiku 2013 roku podjęłam decyzję, że się zapiszę na wyjazd długoterminowy. Nawet nie przemyślałam tego do końca lecz to był ostatni moment aby się zapisać. Pomyślałam „zrezygnować zawsze mogę”. 

Wróciłam do domu. Musiałam powiedzieć o tym chłopakowi i rodzinie. Szału nie było. Usłyszałam tylko „jeszcze zrezygnujesz”. I cisza. 

Przyszedł grudzień, faktycznie jechałam do Ośrodka Misyjnego z myślą, że teraz to już się wycofuje. Nie mam kasy, nauka angielskiego idzie tak, jakbym drzewo rąbała plastikowym nożykiem. Jak ja sobie przez rok poradzę z tęsknotą, skoro po tygodniu zwalniam do tempa ślimaka sparaliżowana brakiem Pana R****. Może czas rodzinę założyć? Może faktycznie tu też mogę pomagać i nie muszę lecieć do czarnej malarycznej Afryki.

Przekroczyłam próg Naszego Domu Salezjańskiego w grudniu i jakbym bryłkę złota znalazła! Od razu pojawił się uśmiech na twarzy, pokój w sercu i myśl „NIE REZYGNUJĘ!" 

Pan Bóg umacniał mnie w decyzji, mówił do mnie.

Kiedy szłam z wielką złością na kolejne spotkanie, w styczniu, na ul. Korowodu 20, modliłam się o ciche i spokojne 2 dni. Tylko 2 dni kiedy mogłabym odpocząć i się zregenerować.  Otrzymałam 2 psychicznie męczące dni, których owoce widzę do dziś. 


31 dni od ostatniego spotkania trwało jak pół roku. Każdy dzień wydłużał się do 72 godzin, a sekundy w zegarku nie przeskakiwały.
Szłam znowu z tym samym pytaniem w sercu. Po raz 10 zadałam je Panu Bogu w cichej somowej kaplicy. On w ciągu 20 minut dał mi 2 odpowiedzi. Kolejne 2 odpowiedzi spośród tych 17. Ciągle tak samo. Znowu wielki bunt z mojej strony „ dlaczego!?” „nie rozumiem!!”  „to po co to było?!?”. 

Zamiast złotego  pierścionka z diamencikiem, spokojnego życia w Polsce wybrałam niewidzialną z pozoru Miłość Bożą. Powiedziałam TAK Panu Bogu. Zaręczyłam się z Nim, ale pierścionek musiałam kupić sobie sama. Nie drogi, jedyne 13 zł w Sklepie z Dewocjonaliami, w dodatku jest srebrny.  Diamentów w nim nie ma lecz krzyżyk i 10 małych koraliczków. 

„Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal Jezu, byś został tylko TY. Byś został tylko Ty… ”

Złamał mnie. Poddałam się i On mnie udoskonalił. Umocnił.
Zgodziłam się, przyjąć największy Prezent, zapakowany w barwne historie każdego dnia, z doklejonymi Aniołami, każdy z nich z dobrym słowem – wskazówką jak dalej iść.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz