piątek, 8 maja 2015

OSTRY dyżur



Siostra Musonda puka do drzwi. Jak zwykle obłędnie uśmiechnięta mówi, że zapomniała po co przyszła. 

Po chwili przypomniała sobie: Devis i Muke mają dziewczynę w officie ze „strasznymi” ranami. Pytają,  czy masz apteczkę. 

Zostawiłam 3 w Office, ale może czegoś brakuję. Biorę pod rękę większe opatrunki i dużą Butelkę octeniseptu. 

Spotykam chłopaków. Na spokojnie tłumaczę im co i jak użyć, co z czym połączyć. Na koniec słownej instrukcji, wybierają fizyczną pomoc.

W hallu, w kącie na materacu widać tylko prześcieradła. Wkoło 10 osób. Podchodzę bliżej. Witam się. Opóźniam moment podniesienia prześcieradła. 16 letnia dziewczyna zwija się z bólu. Zamiast zakrwawionej nogi, widzę spuchnięte kolano, jakby w środku  była piłka tenisowa. Znieczulam Agatę lodem w sprayu, próbuję uzyskać informacje o wydarzeniu. 

Brat Francois był z nią w szpitalu, niefortunnie kazali poczekać do jutra. Może ból cudownie zniknie jak poranna mgła. Z bólu jestem w stanie tylko jajko znieść! Robię swoje.

Tabletka przeciwbólowa o większej mocy. Zimny kompres i bandaż z usztywnieniem. Próbuję się zbliżyć. Uważam na kolejny bólowy atak mojej pacjentki. 

Mija pół dnia. Widać efekt. Ból zmniejszony, opuchlizna maleje.

W drodze do domu spotykam grupę chłopaków. Od 7 do 14 lat. Krzyczą coś w bemba i nerwowo pokazują. Nic nie rozumiem. Zajęło mi to 10 min. Po czym dowiedziałam się, że najcichszy z nich stłukł sobie palca wskazującego grając w kosza. Chcę zobaczyć poszkodowanego, który odmawia pomocy. Przyjaciele z boiska krzyczą „ulefwaya, ulefwaya”.  ( czyt. chcę)

Za pozwoleniem, założyłam usztywnienie. Koledzy poprosili o coś na uśmierzenie bólu. W podzięce stali pod oknem wykrzykując podziękowania. 

Jeszcze tylko ostatni obchód o 22. Płaczący żołądek. Skręcone kolano. Ból głowy. Ból brzucha. Rany po przegranym meczu. I malaria, której nikt nie chce zabrać do szpitala.

Zostaje pod telefonem. Dzwonić w razie „w”. Doktor  z przypadku, położna z powołania.

niedziela, 3 maja 2015

Po nitce do kłębka



Co widzisz kiedy mówię Afryka? Kontynent na mapie. Pustynię i tony piasku z falami ugłaskanymi wiatrem. Słonie wygrzewające się na słońcu. Lwa czającego się na antylopę? Może czarną mambę, ukrytą w wysokiej  trawie. Dzieci w podartych ubrankach. Lepianki pokryte  wysuszoną trawą. 

Widzisz biedę, brak wody, studnie wybudowane z kościelnych datków. 

Widzisz piękne palmy i kokosy. Ekskluzywne hotele i drinki z palemką na plaży Zanzibaru.

Gdy mówię Afryka widzę dom. Afryka jest moją Matką, która uczy mnie życia. Uczy mnie bezinteresownej miłości do ludzi. Afryka jest jak mój Ojciec, który dodaje odwagi w kosztowaniu nowości. Który stawia nowe wyzwania. 

W Afryce nauczyłam się ufać Panu Bogu. W Afryce poznaje siebie: emocje, słabości, wady i zalety. 
 Afryka to szkoła tolerancji, cierpliwości i pokory.

Gdy mówię Afryka czuję rześkie powietrze i poranny smak kawy. To słodkie mango i kremowe avokado na toście z patelni. To zapach cytryny zerwanej z drzewa. To kurz unoszący się w promieniach słońca. To lepkie krople potu z oratoryjnego boiska.

Gdy mówię Afryka słyszę głośną muzykę zza muru placówki. Codzienną rozmowę w krzyku. To żyjący swoim życiem market. To śmiech pochodzący z okrągłego brzuszka.  

Afryka to nieśmiałe spojrzenia dziecięce. To maleńkie  czarne dłonie wplątane w moją dłoń. To dołeczki w policzkach pokazujące białe ząbki. To dzieci biegnące z radością do szkoły.

Afryka to trudne rozmowy o życiu. O potrzebie miłości, zrozumienia.

To miejsce tętniące życiem. No biegające dzieci za dnia i młodzież po zachodzie. To zainteresowanie sobą. To spotkania na ulicy, a nie przed komputerem. Afryka to śmiejące się buzie i  szczere oczy. To otwarte serce na innych. 

Afryka widziana przez monitor różni się od tej widzianej sercem i oczami.
Dla mnie Afryka to kłębek najcenniejszych doświadczeń. 

Afryka to egzotyczne zaproszenie do poznania siebie!