Boska nawigacja wywiodła mnie na bezdroża pustyni.
„uwiodłeś mnie Panie miłością swą, a ja dałem się uwieść.”
Wyjeżdżam z poczuciem spełnienia. Z poczuciem bycia kochaną.
Czuję się jak oczko w głowie Tatusia. Jak najukochańsza córka Pana Boga.
Dostałam więcej niż prosiłam. Zostałam rozpieszczona Jego łaską.
Na misji niczego mi nie zabrakło. Dostałam osoby, które
zapewniły potrzebę bezpieczeństwa. Misyjnego Tatę, który zabierał na wycieczki
i łagodził trudności. Ojca, który cierpliwie odpowiadał na pytania dlaczego
czarne nie jest białe.
Misyjna Babcia, która zaskakiwała życiową mądrością.
Wystarczyło, że spojrzała a wiedziała o co chodzi.
Na pustyni odnalazłam siebie. Przyznałam się do słabości. Oczyszczałam życiowe pragnienia. Każdy dzień
zamieniał się w kolejny stopień, po kolorowej tęczy nadziei.
Pan Bóg wlał pokój w serce. Nauczył cierpliwości.
Przedstawił pokorę.
Najpiękniejszy rok. Pełen egzotycznych owoców tych
widzialnych i nie widocznych dla oczu.
Czuję się jak jabłoń rozkwitająca wiosną. Misyjne pączki, które
zamieniają się w dojrzałe kwiaty. Ich woń pobudza zmysły. Ich blask przyciąga spojrzenia. Nasiona owoców, kiełkują i wydają
kolejne owoce.